Pogoda się posypała, skorzystałem więc z okazji. Mając trochę wolnego czasu wymieniłem klocki hamulcowe w rowerze.
I wszystko byłoby dobrze, ale klocki klockami. Ale na rowerze to jednak bym pojeździł, a nie tylko go naprawiał ;).
Niebo jednak było zachmurzone, zapowiadało się na burzę. I wpadłem na pomysł: pojadę sfotografować dwa krzyże stojące w okolicy. Burzowe niebo powinno nadać zdjęciom odpowiednią oprawę.

Trasa krótka, jednak musiałem się spieszyć – burza była coraz bliżej. Szybko dojechałem do sąsiedniej wsi, przejechałem przez nią i już byłem u pierwszego celu. Krzyż ustawiony na skraju wsi, obok którego wije się polna droga. Szybkie zdjęcie i jadę dalej. Do kolejnego celu miałem również niedaleko. Wystarczyło przejechać kawałek polną drogą i przed wjazdem do kolejnej miejscowości stał krzyż. Tym razem również zdjęcie zrobiłem szybko, ciesząc się, że jeszcze nie pada. Nie chciałem wracać tą samą drogą, wolałem zrobić pętlę. Cofnąłem się tylko kawałek i zacząłem powrót przez najwyższą górkę w okolicy (czyli niezbyt wysoką). Oczywiście na podjeździe dogonił mnie deszcz. Zaczęło padać dosyć mocno, ale gdy dojechałem na szczyt – przestało. I tak sobie wracałem. Raz w deszczu, a raz w słońcu. Co jest ciekawe, bo całość drogi powrotnej zajęła mi może dwadzieścia minut ;).

Wnioski
Wnioski są proste. Mimo, że zmokłem, przed burzą zdążyłem :). A przyszła, i to niedługo po moim powrocie do domu:)
